Rufus Wainwright "Hallelujah" ;) Nie jestem pewna czy w Edukatorach jakiś inny wykonawca śpiewa tą piosenkę. Ale to ta sama piosenka na bank
Śpiewa oczywiście Jeff Buckley. A piosenka jest Leonarda Cohena a nie żadnego Rufusa, lol.
Wersja Rufusa Wainwrighta jest od jakiegoś czasu najbardziej znana, za sprawą ścieżki dźwiękowej do Shreka, więc nie ma co się oburzać. Zresztą z całym szacunkiem dla Leonarda Cohena, ale moim zdaniem covery Buckleya i Wainwrighta są lepsze od oryginału.
Ale ja się nie oburzam, to był raczej wyraz zdziwienia. Leonard Cohen to żywa legenda, a "Hallelujah" jest jedną z jego (wielu) _bardzo_ znanych piosenek, o czym świadczy choćby to, że była wielokrotnie coverowana przez innych artystów i wykorzystana w tak popularnym filmie jak "Shrek". Z całym szacunkiem dla Ciebie i pana Wainwrighta, jego wersja może być bardziej popularna co najwyżej wśród ludzi bardzo młodych.
PS. W filmie "Shrek" pojawia się wersja Johna Cale'a, chociaż na płycie ze ścieżką występuje Rufus Wainwright.
PS2. Pytanie: "Ever Fallen in Love" jest piosenką
a) Pete'a Shelley'a z Buzzcocksów
b) Pete'a Yorna (who the f... is Pete Yorn?)
c) napisaną przez księżniczkę Fionę, a wykonywaną przez piernikowego ludzika...
Nie musisz być tak ironiczny. Ja akurat wiedziałam, że to jest piosenka Cohena, a pisząc tamten post miałam na myśli ludzi, z którymi już miałam do czynienia czy to w tzw "realu" czy na forach, którzy nie mają pojęcia o tym, że piosenka w Shreku jest coverem. I żadna z tych osób nie była nastolatkiem,co więcej wielu było w mocno średnim wieku. Wiem, że na ścieżce dźwiękowej znajduje się wersja Wainwrighta, ale samego Shreka widziałam już tak dawno temu, że nawet nie pamiętam, w którym momencie filmu się ona pojawiła i kto tę filmową wersję śpiewał. Pamiętam za to jakie są reakcje moich znajomych czy rodziny, gdy w radiu czy tv zabrzmi "Hallelujah". Od razu pojawiają się głosy- "O! To ta fajna piosenka ze Shreka", a nie "To ta piękna piosenka Cohena". Cohen może i obiektywnie wielkim artystą jest, ale nie wszyscy muszą go znać i nie wszyscy muszą go uwielbiać. To przykre, ale jakże prawdziwe, że gdyby na jakimś poczytnym portalu, niekoniecznie nawet plotkarskim, pojawił się artykuł o nim, czy innym ambitnym artyście, duża część osób zapytałaby, kto to w ogóle jest, podczas gdy o Paris Hilton czy kimś tego typu słyszał każdy. I nie można ich nawet za to winić, bo te nic niewarte gwiazdki są wszędzie, a żeby znaleźć coś o prawdziwym artyście trzeba się nieźle naszukać. Przyznaję otwarcie, że akurat Cohena nie lubię. Sama nie wiem czemu, ale jego głos, za który inni tak go cenią, mnie niesamowicie irytuje. Czasem tak po prostu jest i koniec. Ale to, że nie słucham Cohena nie oznacza od razu, że jestem fanką jakiejś popowej czy dance'owej papki. Większości moich ulubionych wykonawców nie zna prawie nikt z moich znajomych i już dawno się z tym pogodziłam, dlatego teraz napisałam, że nie warto się oburzać tym, że ludzie myślą, że "Hallelujah" została napisana specjalnie na potrzeby soundtracku do "Shreka", bo chcesz czy nie, naprawdę mnóstwo osób tak myśli. Nie zapominaj, że w naszym kraju najlepiej sprzedającymi się wykonawcami są Feel i Doda, a przez lata na listach przebojów królowało disco-polo.
Tak jakby powszechność ignorancji była dla niej usprawiedliwieniem. Powoływanie się na bezguście rodaków również nie jest w najlepszym tonie - bezguście panuje wszędzie, nie tylko w Polsce. Disco polo? Nie jestem fanem Leonarda Cohena, nie jestem fanem Jeffa Buckleya (btw. mi też bardziej podoba się jego wersja "Hallelujah"). Nie sądzę, by jakikolwiek popularny piosenkarz mógł być "obiektywnie" wielkim artystą, ale niektórzy z nich przez swój dorobek stanowią naturalne punkty odniesienia w myśleniu o całokształcie muzyki rozrywkowej. Uważam, że świadomy odbiorca kultury powinien klasykę znać i odróżniać ją od remake'u, nawet udanego - dotyczy to i filmów, i muzyki. Jeśli komuś na tym nie zależy - w porządku. Mi zależy, więc napisałem sprostowanie. To chyba tyle na ten temat.